sobota, 24 grudnia 2011

Norweskie jedzenie na Święta


Cały zestaw świąteczny poza szynką, kiełbasą i kapustą

Właściwie nie wiem jak wyglądają Święta w całej Norwegii, a jedynie sam świąteczny obiad w Norwegii pólnocnej, w Tromso na Wydziale humanistycznym tutejszego uniwersytetu, gdzie pracuję. Tutaj wszystkie wydziały mają swoją imprezę świąteczną, która  w skrócie składa się z drinków, przemówień, uroczystego obiadu i dyskoteki, gdzie Norwegowie i Norweżki nie wylewają za kołnierz, ale też nie upijają się na  agresywnie. 
Ale od początku... Miej więcej na dwa tygodnie przed imprezą każdy pracownik otrzymuje maila z zawiadomieniem, kiedy impreza się odbędzie i oczywiście jaki będzie jej program, niestety wszyscy żałują, że nie przysyłaja wtedy menu, choć  spodziewają się mniej więcej , co będzie serwowane. Główna kontrowersja polega na tym, co będzie do picia, jaki będzie deser i czy Pinnekjøtt , o którym później będzie mowa, będzie z owcy, barana, czy też z wieprza. Wydział humanistyczny posiada wiele kierunków, które zaczynają całą imprezę we własnym zakresie tj. na przykład mój kierunek czyli filozofia, zaczął mniej więcej około 16 od picia piwa i wina, wino przeważało, pojadanie chipsów tudzież migdałów przy akompaniamencie kolęd angielskich lub norweskich ale oczywiście przetłumaczonych na angielski. Następnie wszyscy przeszli do dużego  hallu 5 pięter niżej, gdzie podano okropne wino rose w plastikowych kieliszkach z odkręcanymi podstawkami. No cóż Norwegowie są praktyczni. Jak zauważył mój kolega Duńczyk Jonas Janssen (tu co druga osoba ma tak na nazwisko) : this is the idea of classy,  Norwegian style ;)

                                     Pinnekjøtt




Generalnie było to coś w rodzaju  standing party, w stylu amerykańskim, gdyby nie to , że wszyscy się znali. Potem wszyscy przeszli do  aulii (audytorium), gdzie przemawiali dziekan wydziału oraz szef  administracji. Problem w tym, że ja nie znam w ogóle norweskiego, zaczynam naukę dopiero pod koniec stycznia, więc powiedziałem do moich znajomych, że będę się po prostu głośno śmiać, tylko, żeby mi powiedzieli kiedy mam to robić. Cała ta uroczystość była bardzo przyjemna, pracownicy naukowi śmiali się mniej więcej co 2-3 minuty, więc dziekan najprawdopodobniej nie był drętwy. Poza tym  była to okazja do podsumowania całego roku oraz wręczenia nagród. I tak nagrody dostaje się tutaj za nauczanie: w tym roku nasz kolega dostał nagrodę za rozwój e-learningu z dziedziny filozofii, oraz nagrody za „communication”.  Chodzi tutaj zarówno o publikacje badań własnych w zagranicznych czasopismach naukowych (stąd wszystkie badania miały tytuły w języku angielskim) ale także o wychodzenie z badaniami do lokalnej społeczności oraz lokalnych mass mediów. Tutaj są nawet kursy, które pomagają naukowcom propagować własne badania w języku zrozumiałym dla zwykłych ludzi, co wg mnie jest godne pochwały i rozwoju także w Polsce, żeby podatnicy płacący za edukację,  wiedzieli za co płacą. Może wtedy przestanie się mówić o niepotrzebnych humanistach. Najśmieszniejsze było to, że każdy z nagrodzonych dostał jako pamiątkę wielki, nieporęczny obraz z jakimś okropnym bohomazem, no ale wszyscy się cieszyli , a to jest najważniejsze.

Rutabaga


No i końcu czas na to, na co wszyscy czekają... obiad. Na obiad nie było zupy, Norwegowie jej nie jedzą. Za to były: ziemniaki,  takie zwykłe z wody. Do tego dwie jarzynki: po pierwsze: kapusta czerwona na słodko kwaśno gotowana z winem, to wiem na pewno, i może także z jałbkami ale nie wiem na pewno, bo zapomniałem zapytać. Tu nie ma w sklepach norweskich jabłek, prawdopodobnie jest na to zbyt mało słońca: za to są piekne jabłka z Włoch, Tyrolu oraz Polski. Druga jarzynka to rutabaga, czyli skrzyżowanie kapusty i rzepy. Jest kolory żółtego, a smakuje, jak gotowana kalarepa doprawiana na kwaśno. Były także dwa rodzaje mięs: wspomniany Pinnekjøtt oraz pieczona szynka wieprzowa.  Pinnekjøtt to żeberka najczęściej jagnięce,które najpierw się moczy w solance, a następnie długo suszy, a czasami też wędzi. Przed Świętami w każdym sklepie znajdziecie te żeberka, zresztą bardzo mnie zaciekawiły, bo nie wyglądają zbyt apetycznie. Są tak wysuszone, że wyglądają jak pozbawione mięsa kości dla psa. Kiedy w końcu chcemy je zjeść, moczymy je  mniej więcej około 10 godzin w wodzie, żeby pozbyć się nadmiaru soli, a następnie gotujemy je  na parze przez mniej więcej 2 godziny. Mięso wtedy pęcznieje i wygląda o wiele lepiej. Moje znajome koleżanki stwierdziły, że bardzo to lubią, ale nie robią tego w domu, a przynajmniej bardzo rzadko, bo kiedy mięso się gotuje, cały dom śmierdzi owczym tłuszczem, twoje włosy, ubranie, a tłuszcz osiada na wszystkim w kuchni. Czy jest to dobre? Tak ale nie bardziej niż polskie żeberka, tak że, choć myślałem, czy nie przywieźć tego do domu na Święta, to jednak zrezygnowałem, bo nie jest to warte aż takiego zachodu. Nie jest też złe. Drugie mięso, to szynka wieprzowa pieczona tak, żeby powstała na niej apetyczna złocista, chrupiąca skórka. 

Szynka wieprzowa

Bardzo dobre. No i jest jeszcze trzecie mięso, ale nie pisałem o nim wcześniej bo nie jest to mięso sensu stricto, lecz kiełbasa w naturalnym flaku, która wygląda jak polska biała, tyle że jest wnętrze jest tak drobno zmielone, że w odróżnieniu od polskiej białej, nie można tam znaleźć poszczególnych kawałków mięsa, lecz białą jednolitą masę. Kiełbasa jest naprawdę bardzo dobra, tylko mniej przyprawiona niż polska i bez majeranku.  Cały czas jednak brakowało mi do tych mięs, szczególnie do szynki i kiełbasy czegoś ostrego musztardy lub chrzanu, to byłoby idealne. Próbowałem ten chrzan wytłumaczyć moim znajomym, bo nie znali słowa horseradish, i udało się dopiero, gdy opisałem po prostu wasabi tylko, że nie zielone. 

Braised Red Cabbage
Czerwona kapusta

Właściwie zgodzili się, że byłby to dobry pomysł ale bez entuzjazmu. No cóż tradycja rzecz święta. Jeszcze przed obiadem, każdy dostał wydruk z paroma kolędami po norwesku i przy akompaniamencie fletu i gitary cały wydział śpiewał kolędy. Na deser był pudding ryżowy na zimno, taki kremowy z dużą ilością śmietanki, naprawdę cudo, polewamy sosem truskawkowym. Do picia było piwo, wino lub akevitt czyli wódka takiej jasnobrązowej barwy, która, jak mówią, nie jest tak syntetyczna jak to, co produkują Szwedzi.
Na koniec była dyskoteka z zespołem na żywo. Były ciastka w kształcie choinek polane lukrem, a na nich zawieszone były petardy w kształcie cukierków. Niedobre to było. Taki słodkie i ciągnące, przykra niespodzianka po tym, kiedy spodziewasz się delikatnego kruchego ciasteczka. Do picia do wyboru wino z kartonów z kranikami, Bayles, Brandy lub wódka we własnym zakresie. Impreza trwała mniej więcej do 4 nad ranem. Najbardziej mnie zdziwilo to, że nie jedli żadnej ryby, choć ich skley są pelne nie tylko łososia w różnej postaci, ale i dorszy, śledzi i innych ryb w całości, których nazw nawet nie sprawdzałem. Nie mówiąc już o owocach morza. 

Biała kiełbasa Julepolse

Norwegowie jedzą też dużo dziczyzny a myślistwo jest bardzo popularne, kilku moich kolegów poluje na lisy a nawet na łosie. Mięso reniferów jest także dość rozpowszechnione. Może jest za drogie, żeby fundował to na kolację Uniwersytet. Aha cała impreza kosztowała 150 koron od głowy czyli bardzo tanio. Każdy miał prawo do dwóch drinków. do obiadu, były kupony. I na koniec życzę Wam spokojnych i zdrowych Świąt, a na Nowy rok nowych pomysłow na blogi i niskiej inflacji, bo chyba nie wierzycie, że inflacja wynosi 4,8 %, jak mówi  GUS. Wystarczy zrobić zakupy na Świeta. Pozdrawiam.

Ryżowy pudding


Zdjęcia nie są moje, nie wziąłem aparatu, bo tam jest dwa miesiące ciemno, poza tym dziwnie to wyglądałoby, gdybym robił zdjęcia na imprezie. 






5 komentarzy:

  1. Tomek, bardzo ciekawa relacja. Przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Jak juz tam się zadomowisz to proszę o więcej takich ciekawostek. To naprawdę bardzo interesujące, co i jak się jada w Norwegii, jakie są obyczaje.

    Życzę Tobie i Twoim bliskim pięknych, aromatycznie smacznych i prawdziwie bajkowych Świąt Bozego Narodzenia.
    Pozdrawiam:)
    Majana

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Magda, zapomniałem jeszcze napisać, że Norwegowie nagminnie używają wykałaczek przy stole, no cóż trzeba się do tego przyzwyczaić. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo lubię Norwegię i norweskie jedzenie, no może nie lutefisk, ale sami Norwegowie mówią, że do tego smaku dojrzewa się na emeryturze, dlatego z zainteresowaniem przeczytałam Twojego posta. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie muszę ten lutefisk spróbować, czy to coś takiego jak bacalao?

    OdpowiedzUsuń
  5. Owszem to dorsz, zwany też rybą mydlaną. Solonego i suszonego dorsza moczy się w wodzie a potem w ługu (węglan potasu). Pod jego wpływem zmienia konsystencję na galaretowato-mydlaną . Potem rybę gotuje się na parze lub piecze w folii. Śmierdzi tak potwornie, że niektórzy robią to w ogródkach. Lutefisk podaje się też na zimno z zielonym groszkiem, smażonym wędzonym boczkiem i zielonym koprem. Zapija się go akvavitem, chyba inaczej się nie da :)

    OdpowiedzUsuń